Tusk na wałach
Treść
Rok po powodzi premier Donald Tusk ponownie odwiedził tereny wówczas  dotknięte kataklizmem. W Sandomierzu spotkał się z samorządowcami,  mieszkańcami zalanych regionów, którzy chcą, by ich tereny były lepiej  chronione niż dotychczas. W wielu miejscach poszkodowani wciąż zmagają  się z usuwaniem skutków kataklizmu.
Jednym z punktów wizyty  Donalda Tuska w Sandomierzu było zamknięte dla prasy spotkanie z  pracownikami Huty Szkła, którzy w ubiegłym roku z determinacją bronili  przed zalaniem swego zakładu. Obserwując okoliczne tereny, premier  powiedział, że wiele zostało odbudowane. Zaznaczył też, że realnych  kształtów nabiera projekt pogłębienia Wisły w okolicach Sandomierza.  Przypomniał, że jego rząd wciąż pracuje nad programem ochrony terenów  górnego biegu Wisły, który obejmuje kilka województw. Dodał, że jest  wiele projektów, które mają zabezpieczyć przed powodzią. - Plan do 2030  roku, który rozpoczniemy od zaraz, dotyczący pięciu województw górnej  Wisły, to 13 mld złotych. Do 2013 r. chcemy uruchomić duże środki 2,5  mld zł, aby ten program przynosił możliwie szybko efekty - mówił  premier. Odnosząc się do wypłaty zasiłków, zwłaszcza tych doraźnych,  stwierdził, że nie jest źle. - Ludzie są raczej zadowoleni z pomocy  materialnej, chociaż nie wszyscy jej doświadczyli w stopniu  wystarczającym - ocenił. I słusznie, bo rzeczywiście bywało z tym  różnie. W Sandomierzu, gdzie w ubiegłym roku Wisła przedarła się przez  wały, zalewając prawobrzeżną część miasta, wciąż trwają prace związane z  usuwaniem skutków kataklizmu. Burmistrz Sandomierza Jerzy Borowski w  rozmowie z "Naszym Dziennikiem" podkreśla, że przez rok nie udało się  pogłębić Wisły, co znacząco zwiększyłoby bezpieczeństwo miasta. - Mam  nadzieję, że program zapowiedziany przez rząd, a dotyczący odbudowy  wałów będzie kontynuowany. To dobrze, że najwyższy przedstawiciel rządu  interesuje się tymi terenami, żeby ta powódź ponownie się nie powtórzyła  - ocenia burmistrz Borowski. Podkreśla, że dzięki wsparciu rządu  odbudowano m.in. infrastrukturę kanalizacyjną i wodociągową, a także  dwie szkoły.
W Sandomierzu w wyniku powodzi poszkodowanych zostało  ponad 2,5 tys. mieszkańców, zatopionych zostało 830 domów. Straty  sięgnęły 2,5 mld złotych. Wokół wielu domów jest już czysto, ale na  elewacjach budynków są jeszcze widoczne ślady pozostawione przez wodę.  Kilkadziesiąt osób wciąż jednak nie powróciło do swych zniszczonych  domostw i mieszka w akademikach. Jak zapewnia burmistrz Borowski, na  swoje powinni powrócić do jesieni. Po spotkaniu z mieszkańcami Donald  Tusk stwierdził, że jest pod wrażeniem ludzkiej życzliwości. Tymczasem  choć woda już dawno opadła, wciąż żywe są emocje mieszkańców, którzy nie  są już tak optymistycznie nastawieni jak premier. - Dla nas,  przedsiębiorców, rząd zrobił niewiele - ocenia jeden z nich pragnący  zachować anonimowość. - Otrzymaliśmy 50 tys. pożyczki, tymczasem nasze  straty przekroczyły pół miliona złotych - dodaje nasz rozmówca. Nie  kryje też oburzenia postawą firm ubezpieczeniowych, które zadeklarowały  wypłatę odszkodowania w wysokości niespełna 150 tys. zł, a w efekcie  wypłaciły 14 tys., co nie wystarczyło nawet na pokrycie kosztów  uporządkowania terenu, nie mówiąc już o usunięciu skutków kataklizmu. Z  podobnymi problemami muszą się zmierzyć tysiące ubiegłorocznych  powodzian. Przypomnijmy, że w wyniku kataklizmu najbardziej ucierpiały  województwa: lubelskie, małopolskie, opolskie, podkarpackie, śląskie i  świętokrzyskie. Ludzie muszą czekać, aż zniszczone wały zostaną  naprawione. Boją się, kiedy pada deszcz, mają pretensje do urzędników i  do rządu. Wprawdzie premier podkreślał wczoraj w Sandomierzu, że zdaje  sobie sprawę, iż nie wszędzie wszystkie oczekiwania są natychmiast do  spełnienia, ale to nie uspokaja mieszkańców zagrożonych terenów.
Lekiem  na całe zło ma być forsowana przez rząd nowa ustawa powodziowa, która  przewiduje pomoc dla rodzin, osób poszkodowanych, ale także dla firm.  Jednak tym, którzy doświadczyli kataklizmu na własnej skórze, takie  deklaracje nie wystarczają. Od powodzi minął rok, tymczasem wałów wciąż  nie podwyższono, nie pogłębiono też koryta Wisły w Sandomierzu, a  jedynie odbudowano do poprzedniego poziomu, który okazał się  niewystarczający. Dlatego mieszkańcy zażądali od szefa rządu  natychmiastowego podwyższenia wałów do wysokości, która pewnie  zabezpieczyłaby przed zalaniem. Mają też pretensje do premiera, który  nie odpowiedział na list z prośbą o pogłębienie i odmulenie Wisły. 
Tymczasem  Donald Tusk, który jeszcze rok temu w tym miejscu zapewniał, że ochrona  będzie kompleksowa i odpowiednie wały powstaną, wczoraj odpowiadał na  to, że nie od razu Kraków zbudowano. Zadeklarował też, że z czasem wały  zostaną podniesione do odpowiedniej wysokości. Premier argumentował, że  jest to dość droga inwestycja. 
Mieszkańcy Sandomierza i okolic,  zamieszkujący okolice wałów, których nie stać na nawiezienie ziemi,  domagali się także od Donalda Tuska rekultywacji terenów między wałami,  gdzie króluje naniesiony przez wodę muł i szlam. Mieszkańcy podkreślali,  że cieszą się z wizyty szefa rządu, ale woleliby, żeby towarzyszyły  temu konkretne działania, a nie kolejne obietnice. Mówili, że mimo  zapewnień rządu wciąż nie czują się bezpiecznie. 
O tym, że  Sandomierz nie jest odpowiednio zabezpieczony przed powodzią i że od  ubiegłego roku nie wszystko zrobiono, najlepiej może świadczyć fakt, że  dyrekcja rozbudowującej się Huty Szkła w Sandomierzu, którą przed rokiem  niemal cudem uratowano przed zalaniem, zrezygnowała z inwestycji w  Sandomierzu, przenosząc je do Nowej Dęby w sąsiadującym woj.  podkarpackim. Tym samym Sandomierz, który boryka się z bezrobociem,  stracił szanse na zatrudnienie kolejnych kilkuset osób. 
Goszcząc w  Sandomierzu, premier Tusk nie odwiedził pobliskich Gorzyc, gdzie powódź  zniszczyła 80 proc. gminy, ani Tarnobrzega. Tymczasem wczoraj szef rządu  w przedwyborczym rekonesansie odwiedził też Kłodne w Małopolsce, gdzie  wybudowano nowe domy dla mieszkańców, którzy w czerwcu 2010 r. w wyniku  osuwisk stracili swoje domy.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-05-13
Autor: jc