Tusk mobilizuje internautów
Treść
"Całkiem realne może być zwycięstwo PiS-u i Kaczyńskiego i tym  bardziej zmotywowany jestem, aby do tego nie dopuścić" - tłumaczył  wczoraj podczas internetowego czatu premier Donald Tusk. Jednocześnie  zadeklarował, że koalicji rządzącej z Prawem i Sprawiedliwością nie  będzie, bo "jak z takimi gośćmi pracować dla dobra Polski".
Po  spotkaniu na antenie TVN 24 ze swoimi wyborcami-celebrytami, premier  Donald Tusk postanowił tym razem zmierzyć się z pytaniami internautów,  czyli tą grupą, której wiele zawdzięcza od czasu ostatnich wyborów  parlamentarnych. Na pytania internautów lider Platformy odpowiadał  również w medium należącym do koncernu ITI, na portalu onet.pl. O  podwyżkę podatku VAT czy drożyznę w sklepach nikt nie pytał, albo - co  pewniejsze - pytania w tej sprawie nie zostały dopuszczone przez  moderatora. Ważniejsze okazały się zapytania o piłkę nożną. Premier  został także poproszony o zadeklarowanie, czy podczas kolejnej kadencji  jest gotowy stanąć na czele rządu. "Czuję, że w PO konkurencja jest  silna. Mogę obiecać, że nie zamierzam urzędować do setki. To i tak dużo,  jak na polskie standardy" - odpowiedział tyleż wymijająco, co  dyplomatycznie. Szef rządu ocenił, iż jesienne wybory będą "bardzo  ciężkie". "Ale nie z powodu OFE. Jest wiele innych spraw, które każą  Polakom bardzo krytycznie oceniać rzeczywistość ich otaczającą - na  przykład ceny w sklepach" - stwierdził Tusk. Po takiej ocenie sytuacji  zawsze musi przyjść czas na zaprezentowanie argumentu za tym, aby te  wybory wyborcy zechcieli jednak uczynić choć trochę lżejszymi dla  Platformy - czyli tradycyjnie postraszenie Prawem i Sprawiedliwością.  "Całkiem realne może być zwycięstwo PiS-u i Kaczyńskiego i tym bardziej  zmotywowany jestem, aby do tego nie dopuścić" - zapewniał więc premier. W  kolejnym etapie dialogu z internautami nastąpiła deklaracja stanowczego  odcięcia się od podmiotu, którym się straszy. Na pytanie, czy wyobraża  sobie koalicję z PiS, np. z wicepremierem Kaczyńskim czy wicepremierem  Ziobrą, odparł: "Poprawność polityczna każe odpowiadać na takie pytania:  oczywiście jestem gotów z każdym pracować dla dobra Polski. Ale ja  jestem niepoprawny politycznie - więc spytam otwarcie: Jak z takimi  gośćmi pracować dla dobra Polski?". Zgrabne sformułowanie realnego  zagrożenia, że "PiS i Kaczyński naprawdę mogą powrócić do władzy", a  następnie odcięcie się od jakiejkolwiek współpracy z tym ugrupowaniem  prowadzi tylko do smutnej konstatacji, iż jedyne, co pozwala premierowi  zabiegać o głosy internautów i mobilizować ich do ponownego pójścia do  wyborczych urn i zagłosowania na Platformę, to próba przekonywania, iż  tylko jego partia jest gwarantem, że określony wróg polityczny - który z  bliżej niewyjaśnionych powodów ma stanowić jakieś zagrożenie dla kraju -  do władzy dopuszczony nie zostanie.
Tusk pytany był także m.in. o  wejście Polski do strefy euro. Premier już jednak - jak w przeszłości on  czy jego najbliżsi współpracownicy - datami przystąpienia do unii  walutowej nie żonglował. "Jeśli strefa euro przetrwa, a wszystko na to  wskazuje, Polska stanie się jej uczestnikiem. Wynika to z samego faktu  podpisania traktatów, ale także z naszego interesu. Musimy spełnić  kryteria z Maastricht. Rok 2014-2015 - to ten czas, gdy znowu będziemy  mogli poważnie rozmawiać o możliwości wejścia Polski do strefy euro. Ale  żadnej daty przystąpienia dzisiaj nikt odpowiedzialny wskazać nie może"  - oznajmił. 
Zapytany o wysokie ceny paliw wyjaśniał, że w ciągu  kilku ostatnich dni "ma za sobą kilka spotkań z szefami polskich  rafinerii", i obiecał, iż rząd wykorzysta w tej sprawie "wszystkie  możliwości, choć nie ma ich zbyt wiele". "Każdy chciałby obniżenia  akcyzy, podatków i innych danin, ale ci sami ludzie, którzy (co  zrozumiałe) tego chcą, równocześnie każą pamiętać o długu publicznym i  przestrzegają przed bankructwem" - wyjaśniał. 
Premier tłumaczył się  także z niewywiązania się z obietnicy wprowadzenia jednomandatowych  okręgów wyborczych. Ponownie usłyszeliśmy, że Platforma chce i się  stara, ale pozostałe partie w parlamencie są przeciw. Było także trochę  narzekania na "złych urzędników". Tusk, zapytany o zniesienie obowiązku  meldunkowego, odparł, że jest to "jedno z tych negatywnych doświadczeń z  najbliższymi współpracownikami kierującymi urzędami". "Właściwie w  Polsce niby nie ma obowiązku meldunkowego, ale zmiany, jakie  wprowadziliśmy, nie wystarczyły do faktycznego wyeliminowania tego  obowiązku. Różne urzędy znalazły bardzo dużo argumentów na rzecz  utrzymania obowiązku informacji, gdzie się mieszka" - tłumaczył  pokrętnie. Odnosząc się do kwestii zmian w systemie emerytalnym,  wyjaśniał, że podjął ryzyko i miał świadomość, że zapłaci za to wysoką  cenę polityczną. Zapewnił, iż jest to decyzja korzystna dla przyszłych  emerytów.
Artur Kowalski
 Nasz Dziennik 2011-04-07
Autor: jc