Rząd brnie w mistyfikacje dotyczące stanu naszej gospodarki
Treść
Doszło do tego, że Donald Tusk zaprzecza nie tylko oficjalnym danym  Ministerstwa Gospodarki, ale też Eurostatu, unijnego urzędu statystycznego,  który donosi, iż Polska jest jednym z czterech najbiedniejszych krajów  członkowskich - wskaźnik PKB przypadający na jednego mieszkańca nie przekracza  60 proc. unijnej średniej, co sytuuje Polskę tylko przed Łotwą, Rumunią i  Bułgarią. 
Jak zapewnia premier Donald Tusk, Polska całkiem nieźle  radzi sobie z kryzysem i nie należy snuć czarnych scenariuszy co do najbliższych  lat. Tymczasem według oficjalnych danych Ministerstwa Gospodarki, w pierwszych  miesiącach br. wzrost PKB znacznie się spowolnił. Według GUS - wzrost ten w I  kwartale br. wyniósł 0,8 proc. i był niższy w porównaniu z analogicznym okresem  roku ubiegłego. W okresie styczeń - marzec produkcja sprzedana przemysłu spadła  aż o 10 procent. Wartość eksportu była niższa o ponad 20,3 proc. w porównaniu z  analogicznym okresem 2008 roku. Eurostat podaje, że za rok ubiegły wskaźnik PKB  na jednego mieszkańca Polski wynosił 57 proc. unijnej średniej, co plasuje  Polskę pod względem zamożności dopiero na czwartym miejscu od końca. Za nami  jest pogrążona w kryzysie Łotwa (56 proc.), Rumunia (46 proc.) i Bułgaria (40  proc.). Dla porównania - w 2004 r., gdy Polska weszła do UE, PKB na głowę Polaka  wynosił 50,6 proc. unijnej średniej (liczonej wraz z Rumunią i Bułgarią, które  wtedy nie były jeszcze członkami UE). Jak zwykle rząd nie widzi żadnego  problemu, stosując politykę mijania się z prawdą. Najłatwiej jest powiedzieć, że  wszystko jest w porządku, że statystyki Eurostatu są nieprawdziwe i już - kpi  Aleksandra Natalli-Świat, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości i wiceszef sejmowej  Komisji Finansów Publicznych. Jej zdaniem, niepokojące są też dane Eurostatu,  zgodnie z którymi w Polsce spada też wskaźnik zatrudnienia. Według unijnych  statystyk, w I kwartale br. obniżyło się ono o 1 proc. rok do roku. Zgodnie z  danymi GUS, wskaźnik bezrobocia w czerwcu br. wynosił 10,7 procent. Ministerstwo  Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że do końca roku może ono wzrosnąć o 1-2  punkty procentowe. 
Natalli-Świat przypomina też o ostatnich prognozach  Komisji Europejskiej dla Unii Europejskiej, według których polska gospodarka  skurczy się w tym roku o 1,4 proc., by w 2010 r. lekko wzrosnąć, zaledwie o 0,8  procent. Z tymi szacunkami polemizował nie tak niedawno minister finansów Jan  Vincent-Rostowski, który podtrzymuje rządowe prognozy wzrostu PKB w 2009 r. na  ponad 1 procent.
Natalli-Świat krytycznie odniosła się też do deklaracji  rządu, jakoby Polska otrzymywała najwięcej środków z UE ze wszystkich nowych  krajów członkowskich. - W przeliczeniu na kraj tak, ale nikt jakoś nie wspomina,  że powierzchnia naszego kraju jest kilkadziesiąt razy większa niż na przykład  Łotwy - twierdzi posłanka. 
Co doliczyło ministerstwo  
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, które jest instytucją odpowiedzialną  za wykorzystanie środków UE, przekonuje, że jeszcze w tym roku rząd zamierza  odzyskać z Komisji Europejskiej 16,8 mld zł, a w kolejnym roku - 24 mld złotych.  Resort deklaruje, iż obecne wykorzystanie środków UE wyniosło aż 96 procent. A w  okresie od 2004 do 2006 r. blisko 90 tys. projektów w ramach funduszy  strukturalnych uzyskało dofinansowanie na kwotę 8,6 mld euro. MRR podpisało z  beneficjentami blisko 16,5 tys. umów o dofinansowanie z UE na kwotę prawie 36  mld zł, co stanowi 13,2 proc. alokacji na lata 2007-2013. I że w części  dofinansowania wykorzystaliśmy już ponad 5,4 mld złotych. Resort deklaruje przy  tym, iż fundusze unijne mają pozytywnie wpływać na stan finansów publicznych  oraz główne wskaźniki makroekonomiczne, w tym na systematyczny wzrost wartości  PKB w Polsce. Resort zakłada, że w roku 2016 fundusze z UE przyspieszą wzrost  PKB o 7 procent. Od 2017 wpływ ten będzie nieznacznie spadał, wciąż jednak  utrzymując się na wysokim ponad 6-procentowym poziomie. 
Zgodnie z analizą  Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, Polska w latach 2004-2007 otrzymała o  10,7 mld euro więcej, niż wpłaciła do budżetu unijnego. Z raportu IBnGR wynika,  że nie ma istotnych zagrożeń dla pełnego wykorzystania środków UE przyznanych  dla Polski na lata 2007-2013. Według analityków Instytutu, im dłużej Polska  korzysta z funduszy unijnych, tym stopień ich wykorzystania jest większy. - UE  przyznaje określone kwoty. Czy je wykorzystamy, to zależy tylko od nas, czy będą  uruchomione odpowiednie projekty i procedury, by wykorzystać te pieniądze. Na  początku stopień ich wykorzystania jest niższy ze względu na mniejsze obeznanie  urzędników z całym mechanizmem. Z roku na rok wszyscy się tego uczą. Zarówno  przedsiębiorcy, jak i organa administracji samorządowej. Tak więc można  oczekiwać, że w latach kolejnych, kiedy będziemy mieć więcej doświadczenia,  stopień ich wykorzystania będzie większy - tłumaczy Marcin Peterlik, analityk  Instytutu.
Ostrożnie do tych deklaracji podchodzi jednak była minister  rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka. A zwłaszcza do zapewnień MRR o  wykorzystaniu środków UE na lata 2007-2013. Jej zdaniem, ministerstwo doliczyło  bowiem do wydatków pierwszego półrocza 2009 r. także wydatki z roku ubiegłego -  927 mln złotych. Gdyby tę kwotę odjąć, okazałoby się, że wydano nie 5,4 mld, ale  4,5 mld złotych. W dokumentach MRR planujących wydatkowanie w 2009 r. cele  poszczególnych kwartałów określone były wskaźnikiem wydatków certyfikowanych do  KE. Tymczasem MRR nie podaje wartości wydatków certyfikowanych, ale wartość  wszystkich wydatków kwalifikowanych, która jest wyższa od certyfikowanych. Nie  wiadomo, o ile, bo MRR tych danych nie podaje. Resort nie udostępnia żadnych  danych na temat refundacji unijnych środków. - MRR żongluje liczbami, usiłując  jak najbardziej podkręcić wynik. Ale to gra na krótką metę - konkluduje  Gęsicka.
Anna Ambroziak 
"Nasz Dziennik" 2009-08-20
Autor: wa