Pozew dla Millera
Treść
Po ogłoszeniu przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga, która prowadzi  cywilny wątek śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, dwudziestu  zarzutów sformułowanych przez biegłych na temat zaniechań BOR, nie tylko  Leszek Miller próbował podważać wiarygodność autorów ekspertyzy.  Wczoraj dołączył do niego gen. Marian Janicki, szef Biura Ochrony Rządu.  Stwierdził on, że opinia jest krzywdząca dla formacji i  funkcjonariuszy, którzy zginęli w katastrofie Tu-154M. Sobie nie ma nic  do zarzucenia.
Leszek Miller już w poniedziałek twierdził  publicznie, że biegli to nie eksperci, tylko osoby polityczne. Na  zlecenie prokuratury nad ekspertyzą pracowali ppłk Jarosław Kaczyński,  były zastępca szefa BOR odpowiedzialny za działania ochronne, i płk w  st. sp. Stanisław Kulczyński, ekspert w dziedzinie walki z terroryzmem i  operacji specjalnych.
Swój wywód szef SLD podpierał tym, jakoby  zbieżność imion i nazwisk byłego wiceszefa BOR z prezesem Prawa i  Sprawiedliwości nie była przypadkowa. Tymczasem to właśnie w okresie  rządów PiS ppłk Kaczyński odszedł ze służby. "Z moich informacji wynika,  że jednym z tych ekspertów jest major Jarosław Kaczyński, związany  bardzo silnie z braćmi Kaczyńskimi. Ten człowiek, który robił czystkę w  BOR po objęciu władzy przez Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Drugi ekspert  jest o podobnej proweniencji, no więc, jeśli tak, to ekspertyzy tych  dwóch specjalistów nie mogą być obiektywne" - wtłaczał dziennikarzom  Leszek Miller. Jego zdaniem, "mjr Jarosław Kaczyński zapisał się w  historii BOR jak najgorzej". "To był człowiek, który zwalniał ludzi z  powodu ich przekonań politycznych. Zrobił czystkę wobec wszystkich,  którzy nie wydawali się wystarczająco lojalni. Z mojego punktu widzenia  nie można polegać na tego rodzaju ekspertyzie" - dodał.
- Nie wiem,  na jakiej podstawie pan Miller zabiera głos na temat opinii wywołanej  przez prokuraturę. Nie sądzę, żeby znał ją w pełni, ponieważ jest ona  niejawna i dopiero w poniedziałek prokurator się z nią zapoznał. Tym  bardziej że prokurator zweryfikował osoby biegłych, powołał ich, a ci  zostali zobligowani do wydania ekspertyzy zgodnie ze swoją wiedzą i  prawdą - mówi Renata Mazur, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej  Warszawa-Praga. Jak zaznacza, to prokurator, a nie Leszek Miller oceni  opinię biegłych pod kątem jej przydatności do postępowania i  wiarygodności. - Do opinii nikt nie miał wglądu oprócz dwóch biegłych i  dwóch prokuratorów prowadzących sprawę - zaznacza rzecznik.
Oficerowie BOR, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", oceniają, że takie  wystąpienia jak Leszka Millera to obcesowa próba nacisku na prokuraturę.  A to niedopuszczalne. - Biegli mieli dostęp do dokumentów i na ich  podstawie wydali z całą odpowiedzialnością tę druzgocącą dla BOR opinię.  Apeluję, aby bezpodstawnie nie dezawuować ich pracy - mówi płk Andrzej  Pawlikowski, szef Biura Ochrony Rządu w latach 2006-2007. Do jego apelu  dołącza mjr Robert Terela, były funkcjonariusz BOR. - Bardzo niedobre  dla sprawy jest pochopne formułowanie ocen. Do opinii biegłych można się  ustosunkować dopiero po wnioskach prokuratury i ewentualnie po  wnioskach złożonych do sądu - mówi Terela. Jak zaznacza, osobiście  dobrze zna ppłk. Kaczyńskiego i choć go nie lubi, nie może odmówić mu  fachowości.
- Podpułkownik Kaczyński to profesjonalista. To  prokurator, a nie polityk może oceniać jego kompetencje - dodaje Robert  Terela. Major zaznacza, że gdy ppłk Jarosław Kaczyński został szefem  oddziału pirotechnicznego w BOR, znacząco przyczynił się do poprawy jego  funkcjonowania, bo dbał nie tylko o postęp technologiczny, ale także o  rozwój intelektualny funkcjonariuszy.
Sam ppłk Kaczyński ujawnia w  rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że przygotowuje pozew przeciwko  Leszkowi Millerowi. - Rozważam skierowanie na drogę sądową sprawy o  poświadczenie nieprawdy. Pan Miller zarzucił mi, że robiłem jakieś  czystki w BOR, a przecież ja nigdy nie byłem przełożonym personalnym.  Byłem tylko zastępcą szefa BOR do działań ochronnych, a tylko szef BOR  ma możliwość prowadzenia takich działań. Niech pan Miller wskaże chociaż  jedną decyzję o zwolnieniu pracownika BOR podpisaną przeze mnie.  Odnośnie do zbieżności mojego imienia i nazwiska z prezesem PiS, pan  pozwoli, ale nie będę nawet tego komentował. Jestem zaskoczony, że  Miller takie rzeczy może wypowiadać - mówi ppłk Kaczyński.
Szef idzie w zaparte
Zamiast zastanawiać się nad działaniami naprawczymi czy dymisją, szef  Biura Ochrony Rządu uznał, że ekspertyza w sprawie zabezpieczenia przez  tę formację wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu jest  "krzywdząca". Ze względu na tych oficerów, którzy w katastrofie zginęli.  Jednak nasi rozmówcy widzą w tym nieelegancką próbę wybielania własnej  osoby. Zwracają uwagę, że przecież pisząc ekspertyzę, biegli mieli na  względzie odpowiedzialność osób żyjących, a nie tych, którzy zginęli.
"Nasz Dziennik" zapytał wczoraj w BOR o ustosunkowanie się do wniosków z  opinii biegłych. Jednak rzecznik mjr Dariusz Aleksandrowicz  poinformował nas, że Biuro do opinii odniesie się dopiero, gdy ją  przeczyta. - Prokuratura nie przesłała nam ekspertyzy biegłych. Jak się z  nią zapoznamy, to wtedy będziemy ją komentować. Na razie jej fizycznie  nie ma w Biurze Ochrony Rządu - skwitował rzecznik BOR. 
Jednak gen.  Marian Janicki, nie czekając na wnioski prokuratora po zbadaniu  ekspertyzy ppłk. Kaczyńskiego i płk. Kulczyńskiego, nie miał wczoraj  problemu, by stwierdzić w rozmowie z PAP, że opinia biegłych jest  krzywdząca dla BOR. Janicki unikał przy tym jak ognia ustosunkowania się  do sformułowanych przez biegłych punktów dotyczących braku  odpowiedzialności kierownictwa Biura Ochrony Rządu za działania ochronne  10 kwietnia 2010 roku. - Nie chcę się odnosić do wniosków ekspertów.  Mogę tylko tyle powiedzieć, że te punkty, które zostały z niej  [ekspertyzy] wyartykułowane, są wielce krzywdzące dla formacji, dla  funkcjonariuszy, którzy w niej służą, a w szczególności dla tych, którzy  zginęli w katastrofie smoleńskiej - powiedział Janicki. Jak dodał,  chodzi mu w szczególności o śp. płk. Jarosława Florczaka, który  bezpośrednio dowodził operacją. - Mieliśmy u siebie ponadpółroczną  kontrolę NIK, wielu specjalistów kontrolowało nasze procedury z wielu  poprzednich lat. I zapewniam, że o wiele lepiej zostaliśmy ocenieni  przez wysokiej klasy specjalistów z najważniejszej komórki kontrolnej RP  - fantazjował Janicki. 
Stwierdził też, że nie rozważa podania się  do dymisji w sytuacji, gdy trwa śledztwo prokuratury. Po upublicznieniu  wniosków do opinii biegłych w sprawie zaniedbań BOR w kwietniu 2010 roku  Janicki spotkał się w poniedziałek z ministrem spraw wewnętrznych  Jackiem Cichockim, któremu - jak powiedział rzecznik rządu Paweł Graś -  złożył "obszerne wyjaśnienia". - Z wyciąganiem wniosków trzeba poczekać  do sytuacji, w której BOR będzie miał szansę odnieść się do treści tej  opinii, która była podstawą do wyciagnięcia tych wniosków - zastrzegł  Graś.
Oficerowie BOR, którzy pragną pozostać anonimowi, uważają, że  Janicki chce wyjść z całej sprawy obronną ręką, zrzucając winę na  innych. Bo czuje rozpięty nad nim parasol ochronny rządu.
Pułkownik  Andrzej Pawlikowski nie ma przy tym wątpliwości, że jest już o dwa lata  za późno na składanie przez Janickiego obszernych wyjaśnień w sprawie  odpowiedzialności BOR za zabezpieczenie wizyty prezydenta Lecha  Kaczyńskiego w Katyniu. - Uchybienia wykazane przez biegłych są bardzo  poważne i w mojej ocenie świadczą o ogromnych zaniechaniach, jakich  dopuściło się BOR. A za właściwą realizację zadań odpowiada przecież  szef BOR i jego zastępcy - przypomina były szef tej formacji.
Czy  gen. Marian Janicki i jego zastępca gen. Paweł Bielawny, odpowiedzialny  za działania ochronne, usłyszą zarzuty - zdecyduje prokurator.  Nieprawdziwa jest jednak informacja, którą podała stacja TVN24, że na  początku lutego możliwe będą zarzuty dla funkcjonariuszy BOR. Rzecznik  Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga zdecydowanie to dementuje. -  Widziałam, że stacja TVN podała, że na początku lutego możliwe będą  zarzuty dla funkcjonariuszy BOR. Słyszałam nawet, że będzie akt  oskarżenia. Jest już praktycznie początek lutego, proszę mi wierzyć, że  prokurator nie jest w stanie z taką szybkością wykonywać tych czynności -  mówi prokurator Renata Mazur. - Decyzje, owszem, zostaną podjęte w  lutym, ale to nie znaczy, że w jego pierwszych dniach. Prokurator musi  mieć czas, żeby spokojnie w całości przeanalizować ekspertyzę biegłych, i  to nie w oderwaniu od rzeczywistości - czyli samą opinię, ale w  zestawieniu z materiałem dowodowym - dodaje. - Nie mogę powiedzieć, czy  gen. Janicki usłyszy zarzuty. Na chwilę obecną takie decyzje nie zapadły  - ucina rzecznik Mazur.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik Środa, 1 lutego 2012, Nr 26 (4261)
Autor: au