Podwójnie przegrana bitwa o młodzież
Treść
Polaków zszokowała informacja Eurostatu o tym, że w Polsce żyje 36,5 mln mieszkańców, a więc o 2 mln mniej, niż się oficjalnie podaje i do ilu – według GUS – mieliśmy spaść, ale w 2035 roku. Dane rzetelniejsze, gdyż metodologia GUS uwzględnia emigrantów jako obywateli i nie notuje stałego procesu ich wydrenowywania.
Poniedziałkowy „Financial Times” w analizie dotyczącej starzenia się społeczeństw na naszym globie zwraca uwagę na fakt, że spadek dzietności na świecie sprawia, że kraje obecnie już „cierpią na brak pracowników i konsumentów”. Starzenie się społeczeństwa oznacza „zbyt duży ciężar” finansowy nawet dla bogatej Ameryki. Z tym że przytoczone statystyki ukazują, że w tych wszystkich krajach dzietność jest na wyższym poziomie niż w Polsce.
Aby pokolenia się zastępowały, potrzeba dzietności na poziomie 2 dzieci na kobietę. Chiny najsilniej dotknięte małodzietnością poprzez politykę jednego dziecka mają dzietność 1,69. Japonki rodzą 1,48 dzieci, podczas gdy w Polsce ten poziom spadł do rekordowo niskiego – 1,26 dziecka. W konsekwencji – jak podają projekcje OECD – w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat w naszym kraju zakładany jest 3,4-krotny wzrost proporcji osób w wieku emerytalnym do tych w wieku produkcyjnym. Oznacza to, że stopniowo nasze emerytury ulegną kilkakrotnej redukcji i będą przyznawane w coraz późniejszym wieku, tak aby wielu z nas z nich nie mogło skorzystać, a służba zdrowia zostanie sprywatyzowana.
Niestety, w Polsce na tragiczną zapaść w dzietności i realny brak 4 mln dzieci do prostej zastępowalności dokłada się emigracja. Wysoko rozwinięte kraje Europy z powodu własnej małodzietności potrzebują polskich pracowników do zastąpienia swoich przechodzących na emeryturę oraz do opieki nad rosnącą liczbą ludzi starych. Nie są one zainteresowane przenoszeniem miejsc pracy do innych krajów, co wiązałoby się ze spadkiem poziomu ich dochodów budżetowych, lecz preferują ściągnięcie imigrantów i ich asymilację. Dlatego wprowadzają regulacje europejskie, które tym procesom sprzyjają.
Z jednej strony, sprowadzają miliony imigrantów, nie zapewniając im możliwości korzystania z praw narodowych, a z drugiej – wprowadzają uregulowania, które uniemożliwiają przenoszenie miejsc pracy o dużej wartości dodanej. Z tym należy wiązać zmuszanie krajów doganiających do ponoszenia kosztownych regulacji i zbilansowanych budżetów.
Polska powinna wyłożyć 5 bln zł na środki trwałe, aby osiągnąć poziom gospodarczy porównywalny z krajami Zachodu, tymczasem zmusza się ją do sfinansowania tych potrzeb ze środków podatkowych i oszczędności, a nie z długu. Jeśli jednak podniesie ona podatki i obniży wynagrodzenia, to ludzie i przedsiębiorcy wyemigrują. Jeśli nic nie zrobi, to miejsca pracy nie przybędą do Polski.
Rozwiązanie, w którym potrzebne inwestycje byłyby sfinansowane z długu, a później spłacone z wyż- szych podatków, jest zabronione. W efekcie Polska z jednej strony się starzeje, gdyż nie ma dzieci, a z drugiej emigruje, zanikając na naszych oczach, podczas gdy elity nawet boją się powiedzieć, co należałoby w tej sytuacji zrobić.
Dr Cezary Mech
Nasz Dziennik, 23 października 2014
Autor: mj