Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma utrzymuje dystans

Treść

Wyraźne zwycięstwo Platformy Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością. Janusz Palikot trzecią siłą w parlamencie. I klęska Sojuszu Lewicy Demokratycznej - na to wskazują pierwsze sondażowe wyniki wczorajszych wyborów parlamentarnych.
Z badań wykonanych przez TNS OBOP dla stacji TVP i TVN24 wynika, że Platforma Obywatelska otrzymała 39,6 proc. głosów, Prawo i Sprawiedliwość - 30,1 proc., Ruch Palikota - 10,1 proc., PSL - 8,2 proc., a SLD 7,7 procent. Poza Sejmem według tego badania pozostawało PJN (2,2 proc.), które nie przekroczyło nawet 3-procentowego progu uprawniającego do otrzymania dotacji budżetowej. Taki rozkład poparcia oznaczałby, że PO będzie mieć 212 mandatów, PiS - 158, Ruch Palikota - 39, PSL - 27, a SLD - 23. OBOP przepytał osoby opuszczające lokale wyborcze po głosowaniu. Tego typu sondaże były zazwyczaj najbliższe rzeczywistości.
Sondaż przeprowadzony przez Homo Homini dla Polsat News wskazuje natomiast, że Platforma uzyskała 34,9 proc., PiS - 29,6 proc., SLD - 12,8 proc., PSL - 9,9 proc., a Ruch Palikota - 8,6 procent.
Bronisław Komorowski zapowiedział wczoraj, że jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów chciałby telefonicznie porozmawiać z liderami ugrupowań, które wejdą do nowego Sejmu. Prezydent zadeklarował, że - przed wskazaniem swojego kandydata na szefa nowego rządu - zaprosi do siebie na konsultacje wszystkich przywódców partii, które dostaną się do parlamentu.
Konsultacje w sprawie powołania nowego premiera Bronisław Komorowski chciałby zacząć od spotkania z szefem partii, która wyjdzie zwycięsko z wczorajszych wyborów parlamentarnych. - Sądzę, że ze wszystkimi powinienem się spotkać i ze wszystkimi chcę się spotkać, bo to nie tylko kwestia tworzenia nowej koalicji większościowej i perspektywa utworzenia rządu, ale także budowanie relacji między prezydentem a partiami. To także budowa poprawnych relacji między partiami politycznymi między sobą - mówił wczoraj prezydent po oddaniu głosu w wyborach. Komorowski stwierdził, że na konsultacje "mamy trochę czasu", jednakże jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów, a tym samym przed oficjalnymi konsultacjami, chciałby telefonicznie porozmawiać z szefami partii, które wejdą do parlamentu. To do kompetencji prezydenta należy - w pierwszym kroku - wskazanie po wyborach parlamentarnych szefa nowego rządu, który następnie musi uzyskać wotum zaufania od Sejmu. - Chciałbym, by korzystając z dobrych wzorców, był czas na gratulacje dla tych, którzy wygrali, ale i dla tych, którzy przegrali, szacunek dla wysiłku konkurenta. To wszystko może tworzyć dobry klimat dla polskiej demokracji - zaznaczył Komorowski. Prezydent stwierdził, że od sposobu powołania rządu i od pierwszych zachowań i wzajemnych komentarzy będzie zależała jakość przyszłej polskiej polityki. Po ogłoszeniu ponownego zwycięstwa Platformy, według wyników sondażowych, Komorowski mówił o maksymalnym skróceniu czasu na utworzenie rządu koalicyjnego.
Najmniejszą różnicę z opublikowanych w ostatnich dniach sondaży pomiędzy pierwszą a drugą partią wskazywało badanie przeprowadzone dla Polskiego Radia przez Instytut Badania Opinii Homo Homini. Opublikowany na tydzień przed wyborami sondaż wskazywał poparcie dla Platformy na poziomie 30,1 proc., a dla PiS - 29,1 procent. W porównaniu z poprzednim badaniem przeprowadzonym przez ten Instytut poparcie dla Platformy spadło o 3 punkty, a wzrosło dla Prawa i Sprawiedliwości o 1 punkt. Sondaż wskazywał, iż oprócz dwóch największych partii do Sejmu dostałyby się jeszcze trzy ugrupowania: PSL - 10,4 proc., SLD - 9,9 proc. oraz Ruch Palikota - 9 procent. Sam premier Donald Tusk chyba nie bardzo wierzył tym sondażom, dającym łatwe zwycięstwo jego partii, gdyż po opuszczeniu wraz z rodziną lokalu wyborczego stwierdził, że "z emocji będą obgryzać pazury i czekać na wyniki". Przyglądając się innym sondażom przedwyborczym, Bronisław Komorowski może mieć nadzieję, iż jako pierwszy na spotkanie z głową państwa przybędzie niedawny partyjny kolega prezydenta, obecny premier Donald Tusk, któremu będzie mógł zaproponować rządzenie przez kolejną kadencję. Oficjalnie publikowane sondaże tradycyjnie dawały bowiem pierwszeństwo i wyborcze zwycięstwo Platformie Obywatelskiej. Niektóre z bardzo wyraźną przewagą. Z ankiety przeprowadzonej przez Centrum Badania Opinii Społecznej, która zbadała preferencje polityczne wyborców na tydzień przed wyborami, wynika, że Platforma Obywatelska powinna we wczorajszych wyborach zwyciężyć przygniatającą większością. Badanie CBOS dawało Platformie Obywatelskiej 34 proc. głosów, podczas gdy Prawu i Sprawiedliwości jedynie 20 procent. Z ankiety wynika, że do Sejmu dostałyby się także: SLD z marnym wynikiem 9 proc., Ruch Palikota z 7-procentowym poparciem i PSL z 6-procentowym. W opublikowanym w piątek nie sondażu, lecz "prognozie wyborczej" TNS OBOP dla "Gazety Wyborczej" Platforma Obywatelska zwyciężyła z aż 39,5 proc. poparcia. Poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości zaprognozowano na 29,1 procent. Trzecią pozycję przyznano Ruchowi Palikota - 10,3 procent. Według prognozy do Sejmu dostałby się także SLD - z 9,2 -procentowym poparciem, i ludowcy z wynikiem 8,7 procent. Opublikowany 3 października sondaż Millward Brown SMG/KRC dla TVN24 wskazywał z kolei na zwycięstwo Platformy - 32 proc., z 4-punktową przewagą nad Prawem i Sprawiedliwością. Za PiS (29 proc.) znalazły się: SLD - 9 proc., Ruch Palikota - 8 proc., i PSL - 5 procent.
Spośród formacji, które zarejestrowały swoje listy wyborcze w całym kraju, sondażownie nie dawały nadziei na wejście do Sejmu ani PJN, ani Polskiej Partii Pracy - Sierpień '80. Zarówno prezydent Bronisław Komorowski, jak i premier Donald Tusk, odnosząc się wczoraj do wyborczej frekwencji, spodziewali się, iż do urn pójdzie mniej Polaków niż przed czterema laty. W 2007 r. w wyborach parlamentarnych wzięło udział 53,88 proc. uprawnionych do głosowania. Była to najwyższa frekwencja w wyborach parlamentarnych po 1989 roku. Dwa lata wcześniej, gdy wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, frekwencja wyniosła 40,57 procent.
Według Państwowej Komisji Wyborczej, wczoraj po dwóch godzinach głosowania frekwencja wyniosła 2,79 proc., a po 7 godzinach - do godz. 14.00, głosowało 23,03 proc. uprawnionych. Do godz. 18.00 w wyborach udział wzięło 39,65 proc. wyborców, a najwyższa frekwencja była w Warszawie, gdzie zagłosowała przeszło połowa uprawnionych (53,77 proc.).
Przewodniczący PKW Stefan Jaworski tłumaczył, iż trudno porównywać te cząstkowe dane o frekwencji z wczoraj z danymi o frekwencji z poprzednich wyborów. A to ze względu na inne godziny otwarcia lokali wyborczych. - Zachowania ludzi w tym wolnym dniu zależnie od godziny rozpoczęcia głosowania są różne - tłumaczył Jaworski. Zwrócił uwagę, iż poprzednie wybory rozpoczynały się o godzinie 6.00 bądź 8.00. Wczoraj głosowaliśmy natomiast od godziny 7.00. Przed czterema laty lokale wyborcze otwarto o godz. 6.00. Na godz. 10.30 frekwencja wyniosła w 2007 r. 8,36 proc., a na godz. 16.30 - 38,22 procent.
Ostatniego dnia kampanii wyborczej - w piątek, liderzy ubiegających się o parlamentarne mandaty ugrupowań to właśnie głównie o frekwencję zabiegali u swoich wyborców. Z orędziem wystąpił także Bronisław Komorowski. Zachęcając do udziału w wyborach, podkreślał, że głos każdego wyborcy liczy się tak samo jak głos prezydenta. Stwierdził, że wszyscy czerpiemy radość z "obserwacji rosnącej roli Polski na arenie międzynarodowej i z tego, co w wielu miejscach możemy zobaczyć nieomalże przez okna własnego domu". A możemy - zdaniem prezydenta - zobaczyć "zmieniającą się dzięki naszym wysiłkom na lepsze Polskę lokalną". W orędziu Bronisław Komorowski najwyraźniej nawiązał do budowanego przez jego byłą partię przekonania, że tylko Platforma może wywalczyć dla Polski duże pieniądze z Unii Europejskiej, zaznaczając, iż "skala naszego rozwoju zależy w poważnym stopniu od skuteczności naszej polityki europejskiej, od umiejętnego, właściwego wykorzystania funduszy unijnych". - Nie mam powodów, żeby wątpić, że każda z partii chce jak najlepiej dla Polski. Ale te partie różnią się programami i wizją przyszłości naszego kraju, więc być może od wyników niedzielnych wyborów zależeć będzie, czy Polska obroni trwający wzrost gospodarczy - mówił Komorowski. O głosy dla Platformy apelował też Donald Tusk. To obawy przed utratą poparcia tych, którzy są przekonani, że głosując na Palikota, oddają głos na koalicję PO - Palikot, musiały sprawić, że szef Platformy ogłosił wykluczenie możliwości współpracy "z kimś, kto chce legalizacji narkotyków niezależnie od tego, czy nazywa się Palikot, czy inaczej". Jarosław Kaczyński apelował natomiast, aby w niedzielę do wyborów przyjść całymi rodzinami i przekonywać do udziału w wyborach każdego niezdecydowanego. W wyborczych spotach mówił, iż Donald Tusk się nie sprawdził, i zwracał się do wyborców, żeby nie oddawać Polski w ręce koalicji Tuska z Palikotem. Prezes PiS podpisał również deklarację w sprawie ponadpartyjnej współpracy "Polska jest jedna". Chodzi o wsparcie wszystkich sił politycznych dla starań Polski o środki w nowym budżecie unijnym i zrównanie dopłat dla polskich rolników, ale także o obronę polskich polityków przed atakami zagranicznych mediów. Zadeklarował, iż politycy PiS broniliby Donalda Tuska, gdyby taki atak na szefa PO nastąpił.
Artur Kowalski

Autor: jc