Medialny strzał w tył głowy
Treść
 Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik nie był pijany na  pokładzie rządowego samolotu Tu-154M, lecącego na uroczystości  katyńskie. Zaprzeczyła temu wczoraj w Sejmie Ewa Błasik, wdowa po  tragicznie zmarłym generale, jak również informację tę zdementowali  piloci blisko związani z Andrzejem Błasikiem. Nie mają wątpliwości, że  Rosjanie, ogłaszając raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK),  działali z premedytacją, aby zrzucić odpowiedzialność za katastrofę  smoleńską tylko na Polaków, w tym na dowódcę Sił Powietrznych.
-  Pragnę stanowczo podkreślić, iż w dostępnym, znanym mi materiale  dowodowym nie ma żadnej przesłanki wskazującej na zawartość alkoholu we  krwi mojego męża w chwili katastrofy. Nie ma również dowodów, które  potwierdziłyby, że mój mąż w jakikolwiek sposób wywierał pośredni czy  bezpośredni nacisk na pilotów - powiedziała Ewa Błasik. Nikt z pilotów, z  którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", nigdy nie słyszał o tym, by gen.  Andrzej Błasik kiedykolwiek pił alkohol podczas lotu. Odpierają więc  niczym niepotwierdzone oszczerstwa, jakie publicznie wypowiedziała w  czasie prezentacji raportu MAK jego szefowa Tatiana Anodina.
- Jest  to informacja niczym niepotwierdzona, bo na podstawie czego, badania,  którego wyniku nikt nie wiedział? Podanie, że generał był pijany, to  moim zdaniem, odwracanie uwagi przez stronę rosyjską od właściwych  rzeczy, a skupienie się na jakiejś sensacji. Nie wierzę w to, że Andrzej  był pijany - powiedział płk rez. pilot Wojciech Stępień, były szef  Oddziału Szkolenia Lotniczego - Szefostwa Wojsk Lotniczych Dowództwa Sił  Powietrznych. Podobne zdanie ma kpt. rez. pilot Krzysztof Zgorzałek. - Z  pewnością ta informacja została puszczona, żeby odwrócić uwagę od  najważniejszych aspektów katastrofy. Jestem tym zszokowany. Dla mnie to  jest żenujące, to groteska - podkreśla kapitan Zgorzałek. Obaj piloci  wskazują na fakt, że 0,6 promila to niewiele. Jeżeli, w co nie wierzą,  generał wypił cokolwiek na pokładzie samolotu - bo jako pasażer miał do  tego prawo - fakt ten w żaden sposób nie mógł wpłynąć na tragiczne  zakończenie tego lotu. Jak zauważają, w czasie takich lotów normalne  jest, że częstuje się pasażerów alkoholem, tak jest nawet w zwyczajnych  liniach lotniczych. - Andrzej bardzo poważnie traktował pewne sprawy,  więc trudno mi uwierzyć w to, że miał alkohol we krwi. Zrzucenie na  niego winy za katastrofę strasznie mnie zabolało. Jeżeli nawet miałby te  0,6 promila alkoholu we krwi, nie miałoby to najmniejszego wpływu, bo  był tam pasażerem - zauważa mjr rez. pilot Marian Wojciechowicz.
Ewa  Błasik podkreśla, że ten lot miał być wyjątkowy dla jej męża, bo miał  wypełnić osobistą misję - przyjąć Komunię św. w intencji dziadka swojej  bratowej, żołnierza armii Hallera, policjanta, zamordowanego w twierdzy  twerskiej. - Dlatego ten wylot przeżywał tak podniośle, dlatego  osobiście meldował panu prezydentowi o gotowości wylotu, i nie jest  możliwe, aby spożywał alkohol - kwituje wdowa po dowódcy Sił  Powietrznych.
Alkohol endogenny
Ciało gen. Błasika  zostało zidentyfikowane na końcu, po jedenastu dniach od katastrofy. W  jaki sposób Rosjanie mogli po tak długim czasie po śmierci generała  stwierdzić, że przed tragedią spożywał alkohol? Trudno poważnie  potraktować tak absurdalny zarzut. Zdaniem specjalistów w zakresie  biologii kryminalistycznej, 0,6 promila wskazuje raczej na obecność  alkoholu endogennego w organizmie zmarłego gen. Błasika. Alkohol ten  powstaje na skutek zachodzenia w organizmie procesów gnilnych, jego  stężenie może dojść nawet do 1 promila. - Nie jestem lekarzem, ale  jeżeli eksperci mówią, że po śmierci w wyniku procesów gnilnych wytwarza  się alkohol w organizmie człowieka, to trzeba to brać pod uwagę.  Przecież identyfikacja ciała gen. Błasika odbyła się po wielu dniach.  Przez ten czas mogły zajść w jego organizmie jakieś procesy. Jestem  zszokowany tą informacją - mówi płk Stępień.
Trudno więc dziwić się  wdowie po dowódcy Sił Powietrznych, która wprost twierdzi, że zarzucanie  generałowi przez MAK picia alkoholu na pokładzie Tu-154M jest haniebną  próbą szkalowania jego pamięci. - Tezy MAK na temat roli mojego męża są  powtórzeniem propagandowego stanowiska władz rosyjskich sformułowanego  już w godzinę po katastrofie, gdy w sposób oczywisty nie mogło być na  ten temat jakichkolwiek dowodów - powiedziała wczoraj w Sejmie Ewa  Błasik. Major Wojciechowicz zauważa jednak, że karygodne spekulacje MAK  na temat gen. Błasika są niestety niesamowicie nośne medialnie. -  Rosjanie zagrali po mistrzowsku. Z naszego punktu widzenia było to  karygodne, oni jednak wiedzieli, co robią, i robili to w pełni świadomie  - podkreślił Wojciechowicz. - Moim zdaniem, podano tę informację z  premedytacją. Nie ma dowodu na to, że gen. Błasik miał alkohol we krwi,  że wywierał presję na pilotów, nie ma nawet dowodu na to, że on był w  kabinie. Kto potwierdzi to, że on był w kabinie, czy są jakieś dowody na  to? To wszystko są, moim zdaniem, spekulacje, przypuszczenia MAK, a nie  fakty - mówi oburzony płk Stepień.
Cios poniżej pasa
Zaraz  po prezentacji raportu MAK zagraniczne media informowały, że pijany  generał zmusił pilotów do lądowania i doprowadził do tragedii. Beata  Kempa z PiS mówi o tym wprost, iż "generał dostał medialny strzał w tył  głowy", i oskarża MAK o bezpardonowy atak na Andrzeja Błasika. - Pani  Anodina chciała pokazać całemu światu, że polski generał w stanie  wskazującym na spożycie alkoholu dowodził polskimi pilotami -  powiedziała wczoraj w Sejmie Kempa. Według majora Wojciechowicza,  Rosjanie nie mieli prawa w taki sposób mówić o dowódcy Sił Powietrznych.  Karygodne z ich strony było również upublicznienie przez MAK rozmów z  kokpitu Tu-154M. - Bulwersujące było upublicznienie głosów z kokpitu,  całej korespondencji, krzyków na koniec, które są straszne. Ktoś, kto  tego słucha, szczególnie dzieci ofiar, może mieć wielki uraz - zauważa  płk Wojciech Stępień. Nikt z Rosjan nie przejął się jednak tym, jak  poczują się rodziny załogi, które - nieprzygotowane do tego - usłyszą  głosy swoich bliskich i ich krzyki przed śmiercią. To szczególnie  zabolało wielu, którzy słuchali raportu MAK. Uważam to za absolutny  skandal, tego się nigdy nie robi - podkreśla Wojciechowicz.
Wszyscy  piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", podkreślali, że raport MAK  nie jest raportem rzetelnym i ujmuje sprawę bardzo jednostronnie. -  Chcieliście lądować, lądowaliście, zabiliście się, wasz problem. Tacy są  Rosjanie. W ogóle nie chcą wziąć na siebie żadnej winy, od początku  przyjęli taki punkt widzenia i tego się trzymają - podkreśla mjr  Wojciechowicz. Z kolei płk Stępień dodaje, że raport niczego nie  wyjaśnia. - Przyjąłem ten raport bardzo źle, wydaje mi się, że choć  zawiera on elementy opisu technicznego, to tak naprawdę nie podaje  przyczyny katastrofy - mówi Stępień.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik 2011-01-14
Autor: jc